Strona wykorzystuje ciasteczka (cookies). Dzięki cookies nasz serwis działa poprawnie. Polityka plików cookies.

Czym jest fitoterapia

fito1Fitoterapia inaczej ziołolecznictwo to metoda leczenia wykorzystująca surowce i przetwory roślinne oraz substancje czynne z nich wyodrębnione w celu osiągnięcia zamierzonego efektu terapeutycznego lub w profilaktyce. Jest to najbardziej rozległa gałąź medycyny naturalnej, a równocześnie najstarsza i najbardziej udokumentowana naukowo.

W ostatnich latach daje się zauważyć rosnące na nowo zainteresowanie fitoterapią. W krajach Europy Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych po kilkudziesięciu latach królowania leków syntetycznych, ponad połowa pacjentów korzysta dzisiaj z porad lekarzy medycyny naturalnej lub wykorzystuje naturalne środki lecznicze w profilaktyce. W Polsce zioła stosuje się od zawsze, między innymi ze względu na łatwy do nich dostęp, nieduży koszt, wielowiekowe tradycje i skuteczność.

Już 2 tysiące lat przed naszą erą w Babilonii i Asyrii znano i wykorzystywano zioła takie jak rumianek, nagietek czy piołun. W słynnym egipskim papirusie Ebersa jako surowce lecznicze wymieniono wśród wielu innych aloes, glistnik jaskółcze ziele, czosnek, miętę i siemię lniane. Około 400 lat p.n.e. w starożytnej Grecji znane już było między innymi działanie maku i ziela krwawnika. W II wieku naszej ery Galen opisał sposób przygotowania takich postaci leku roślinnego jak napar, odwar i nalewka. Do dzisiaj noszą one, od nazwiska swojego twórcy, nazwę preparatów galenowych.

W XV wieku nastąpił swoisty przełom w medycynie. Wtedy to właśnie powstała idea izolowania z roślin leczniczych składników farmakologicznie aktywnych, która praktykowana jest także obecnie. W prawdziwie naukowy sposób zaczęto traktować ziołolecznictwo, gdy w XIX wieku po raz pierwszy z opium wyizolowano morfinę (rok 1803), a z nasion kulczyby strychninę. Następne wydarzenia potoczyły się szybko i dziś powszechnie znane jest pochodzenie chininy, kofeiny, morfiny, papaweryny, efedryny, winkaminy, winkrystyny, winblastyny czy taksolu. Z powodu potwierdzonej skuteczności, dobrej przyswajalności oraz możliwości długotrwałego stosowania bez niebezpieczeństwa niekorzystnych efektów ubocznych stosowano leki ziołowe, jak też odpowiednio dobrane dawki wyizolowanych z nich substancji farmakologicznie czynnych z powodzeniem aż do lat 30. XX wieku.

Synteza pierwszych sulfonamidów w roku 1935 rozpoczęła erę chemioterapii. Wtedy to fitoterapia wraz z badaniami poświęconymi lekowi roślinnemu zostały odsunięte na dalszy plan. Powstawały coraz to nowe, szybko działające, skuteczne jak na owe czasy, leki syntetyczne i dopiero w latach 50. ubiegłego wieku zaczęto zastanawiać się nad konsekwencjami ich stosowania. Stwierdzono, że oprócz działania leczniczego wywołują liczne niepożądane działania uboczne, a nawet mogą powodować pewne schorzenia. Słowem, korzystny efekt nie zawsze przewyższał jednoczesne niebezpieczeństwo ich stosowania. Wielką rozmaitość działań niepożądanych leczniczych preparatów syntetycznych wszyscy znamy, jeśli dokładnie czytamy ulotki informacyjne dołączone do stosowanych przez nas leków. Ich spis często przewyższa objętość informacji dotyczących wskazań preparatu.

W sytuacji pojawiających się wątpliwości w stosunku do stosowania leków syntetycznych, do łask wróciło ziołolecznictwo podbudowane takimi dziedzinami nauki jak fitochemia czy biochemia. Odkryto na nowo właściwości żeń-szenia, miłorzębu, wiesiołka, czy jeżówki.

Definicja leku roślinnego mówi, że są to środki farmaceutyczne, których głównym składnikiem czynnym są zioła lub ich przetwory i stanowią one ponad 60% jego składu. Tak więc leki roślinne to:

1. wysuszone surowce roślinne (liście, kwiaty, kora, owoce, nasiona) lub odpowiednio skomponowane ich mieszanki przygotowane do bezpośredniego użycia,

2. sporządzone z surowców roślinnych preparaty galenowe (nalewki, wyciągi, maceraty, odwary, napary, syropy),

3. otrzymane z surowca roślinnego farmakologicznie czynne substancje jak na przykład rutyna, kolchicyna, tubokuraryna czy escyna.

Wykazy roślin leczniczych znajdują się w lekospisach (farmakopeach) wielu krajów obok leczniczych substancji chemicznych. Naukowcom pozostało jeszcze wiele do zrobienia. Nic więc dziwnego, że na całym świecie na uniwersytetach, w centrach badawczych odbywają się liczne badania. Poszukuje się wciąż odpowiednich metod ekstrakcji z surowca roślinnego składników farmakologicznie aktywnych, bada się skład chemiczny roślin, prowadzi badania kliniczne potwierdzające działanie na ustrój człowieka. Co więcej, istnieje ciągłe zainteresowanie nowymi surowcami roślinnymi, które mogą znaleźć zastosowanie w terapii. Naukowcy z różnych stron świata na łamach fachowych czasopism wymieniają informacje dotyczące znanych od dawna lub ostatnio opisanych roślin leczniczych. Ilość publikacji dotyczących roślinnych surowców o działaniu leczniczym jest dowodem ich wielkiego bogactwa.

Posługując się terminem fitoterapia, należy mieć na uwadze dwie podstawowe jej dziedziny – tradycyjną i nowoczesną.

Fitoterapia tradycyjna opiera się na wykorzystaniu leczniczym pojedynczych ziół lub ich mieszanek, poprzez przygotowywanie z nich preparatów galenowych. Każdy z nas zapewne nie raz przygotowywał napar z liści szałwii do płukania jamy ustnej, herbatkę z ziela świetlika na zmęczone powieki czy macerację z nasion lnu w celu ochrony ścian żołądka przed drażnieniem wywołanym nadmiarem soku żołądkowego. Wymienione postaci leku roślinnego są łatwe do sporządzenia, działają łagodnie. Aby wywołały zamierzony efekt, zwykle należy je stosować cierpliwie i długotrwale. Jest to z pewnością jedyna niedogodność z nimi związana.

Fitoterapia nowoczesna zajmuje się wyodrębnianiem z roślin czystych substancji o określonych właściwościach farmakologicznych i znanych cechach fizykochemicznych. Dzięki takiemu postępowaniu dawkowanie leku roślinnego jest dokładniejsze i bardziej skuteczne. W ciągu ostatnich kilkunastu lat wyizolowano z roślin liczne związki farmakologicznie czynne, z czego ok. 400 znalazło zastosowanie w lecznictwie. Wiele z nich ze względu na niedostatek surowca naturalnego lub szczególnie skomplikowaną metodę jego ekstrakcji jest dziś wytwarzanych syntetycznie. Wciąż jednak należy pamiętać, że ich pierwowzorami były naturalne substancje roślinne.

Mówiąc o fitoterapii nie należy zapominać o wykorzystaniu roślin leczniczych w profilaktyce. Niewątpliwą ich zaletą jest też fakt, że biodostępność substancji czynnych zawartych w ziołach jest znacznie wyższa niż w przypadku substancji pochodzenia syntetycznego. Obok substancji aktywnych wywołujących określone działanie farmakologiczne, rośliny lecznicze zawierają witaminy oraz makro- i mikroelementy. Cierpliwe stosowanie odpowiednich mieszanek ziołowych ma niezaprzeczalnie pozytywny wpływ na przemiany metaboliczne.

Częste wątpliwości pacjentów dotyczą terapii łączonej, czyli jednoczesnego stosowania leków syntetycznych i surowców roślinnych. Nie stwierdzono, aby takie połączenie było niekorzystne. W początkowej, ostrej fazie choroby, aby wywołać szybki efekt leczniczy najczęściej stosuje się lek syntetyczny, w stanach przewlekłych – roślinny. Zwykle jednak oba rodzaje leków stosuje się równocześnie. Wykorzystuje się w ten sposób także fakt, że preparaty roślinne zmniejszają występowanie i natężenie objawów ubocznych stosowania leków syntetycznych.

Niewskazane – tak w przypadku ziół, jak i innych leków – jest tzw. samoleczenie. Chociaż leki roślinne w większości nie wykazują działania toksycznego, należy pamiętać o takich, w których składzie znajdują się związki silnie działające. Nieprawidłowo stosowane, mogą okazać się toksyczne. Rozpoczęcie leczenia zawsze więc powinno być poprzedzone diagnozą lekarską i kontynuować je należy pod kontrolą lekarza. Warunkiem skuteczności terapii ziołowej jest odpowiedni dobór składników mieszanki oraz jej odpowiednie dawkowanie.

Istnieje ponad 450 000 gatunków roślin, z czego scharakteryzowano pod względem farmakologicznym jedynie kilka procent, a do grupy roślin leczniczych zakwalifikowano do tej pory jedynie ok. 2000, z tego w Europie 400, a w Polsce 250. Obrazuje to, jak niewiele roślin wykorzystuje się w medycynie i sugeruje, jak wielka liczba nie zbadanych dotąd roślin stanowić może jeszcze źródło cennych substancji aktywnych farmakologicznie.

{ads1}

Powrót do fitoterapii – sekrety medycyny naturalnej

fito2„Po pierwsze nie szkodzić”. Powiedzeniem tym Hipokrates nadał nowy sens praktykom leczniczym. Medycyna przestawała być odtąd sztuką, stawała się nauką. To był przełom.

Leczenie roślinnymi wywarami, naparami, roztworami, maściami i tym podobnymi specyfikami znane było naturalnie daleko wcześniej. Fitoterapia bowiem stara jest jak ludzkość. Kolebką fitoterapii, jedynej wówczas i przez długie wieki niezastąpionej praktyki medycznej, był Egipt. Odnaleziony w XIX w. tzw. Papirus Ebersa zawiera niemal 900 recept zalecanych przez egipskich kapłanów w przypadkach najróżniejszych chorób i dolegliwości. Znajomość roślin leczniczych przeniosła się stamtąd do Babilonii i Asyrii – jak mówią dokumenty sprzed 3 tys. lat – a później do Grecji i Rzymu. Dopiero tam zaczęto fitoterapię wyprowadzać ze świątyń, wyzwalać z przesądów i zabobonnych rytuałów. Pierwsi lekarze świeccy pojawili się w Atenach. Byli nimi wykształceni przyrodnicy i filozofowie. Walką o naukowy – w sensie wolnym od magii – charakter lecznictwa wsławił się słynny matematyk Pitagoras. Tak stopniowo zamierały mity, gusła i czary lecznictwa.

Roślinne talizmany, takie jak: mandragora, którą sławił Homer, czy żeń-szeń powróciły wprawdzie w średniowieczu jako leki owiane tajemnymi właściwościami nadprzyrodzonymi, niemniej i w tym okresie dziejów nie zabrakło pionierskich badań, zgłębiających wiedzę o roślinach leczniczych. W tym czasie rozwijała się farmacja klasztorna, Arabowie zastosowali aparaty destylacyjne, Chińczycy i Hindusi rozpowszechniali preparaty z nieznanych dotychczas Europejczykom roślin azjatyckich.

Krokiem w kierunku współczesnej medycyny były badania Paracelsusa, poszukującego w I poł. XVI wieku metod wyodrębnienia z roślin leczniczych tych związków, które oddziałują na organizm ludzki.

Fitoterapia zaczynała odtąd pozostawać w cieniu medycyny bazującej na syntezach ciał organicznych i preparatach otrzymywanych w laboratoriach.

Z euforii towarzyszącej lekom syntetycznym wyrwały świat medyczny dopiero dostrzegane objawy skutków ubocznych, jakie niosła z sobą chemia. Skutków często nieodwracalnych dla normalnego funkcjonowania organizmu. Dopiero wtedy zdano sobie sprawę, że w walce o zdrowie człowieka, tak naprawdę, medycyna akademicka wniosła niewiele pożytecznego. Olbrzymie ilości nowych leków syntetycznych wcale nie chroniły ludzkości przed chorobami. Wręcz przeciwnie. Osłabiając system immunologiczny organizmu, czyniły go podatnym na działanie różnego rodzaju bakterii i wirusów. Czyniły go bezbronnym wobec powstających wynaturzonych komórek. Czyniły go bezbronnym wobec zakłóceń w funkcjonowaniu poszczególnych organów.

Medycyna tak potężna i jednocześnie tak bezsilna stanęła na rozdrożu. Lekarze zaczęli zadawać sobie pytania, którędy droga? Coraz więcej spośród nich, pomnych dewizy Hipokratesa, gotowych było skłaniać się ku fitoterapii, ku nowym badaniom roślin. One nie szkodzą, a ich na powrót odkrywana skuteczność, zwłaszcza w zwalczaniu chorób nieuleczalnych, zachęcała do wyboru tej właśnie drogi.

 

Na trąd, malarię i na raka

Medycyna akademicka była i jest nadal oporna wobec naturalnych leków roślinnych. Wiele z nich mimo swojej doskonałości do dziś nie znalazło miejsca w aptekach. Wiele trafiło tam po wiekach. Od 3 tys. lat np. stosowane w indyjskiej medycynie ludowej substancje z drzewa rauwolfia nie były uznawane przez medycynę oficjalną jako lek aż do 1931 roku. Wtedy to dwaj hinduscy chemicy wyodrębnili z korzeni tego drzewa czyste alkaloidy, które następnie poddano wnikliwym badaniom farmakologicznym. Okazało się, że w sposób rewelacyjny obniżają ciśnienie krwi. W dwa lata później znana firma Ciba wyprodukowała z nich niezwykle cenny preparat przeciwko chorobie nadciśnieniowej pod nazwą Serpazil. Prastary lek roślinny zyskał wkrótce powszechne uznanie klinicystów całego świata. 3 tysiące lat o miano leku ubiegała się też chińska bylina żeń-szeń posiadająca właściwości regeneracyjne. Podobnie było z afrykańską byliną mandragorą, której korzeń również dziś z powodzeniem stosowany jest w lecznictwie. Innym przykładem może być wiecznie zielone indyjskie drzewo zwane uśpianem różnolistnym. Olejem otrzymywanym z nasion tego drzewa Hindusi od wieków leczyli trędowatych, podczas gdy medycyna akademicka uparcie uważała trąd za chorobę nieuleczalną. Dopiero w 1921 roku zainteresowano się pewnym leprozorium, w którym zanotowano znaczącą ilość uzdrowień w rezultacie stosowania oleju zwanego czaulmugrowym. Mimo nowej kuracji sulfonamidami do dziś olej czaulmugrowy leczy trąd równie dobrze jak sulfonamidy. Ma nad nimi tę przewagę, że jest nieporównywalnie tańszy. Toteż w wielu krajach tropikalnych wciąż zakładane są plantacje uśpianu różnolistnego.

Ostatnio medycyna z niemałym zainteresowaniem spogląda na Amazonię i odkryte przez polskiego misjonarza, ojca Edmunda Szeligę, tajniki naturalnych metod leczniczych dawnych Inków. Ich potomkowie przez kilkadziesiąt lat wtajemniczali ojca Szeligę w arkana terapii roślinami, a on skrupulatnie badał je, zlecając analizy biochemiczne laboratoriom uniwersyteckim.

Wcześniej Indianie tylko raz uchylili rąbka najbardziej strzeżonych tajemnic, jakimi były ich własne metody leczenia. Jedną z nich zdradzili dziesiątkowanym w Amazonii przez malarię konkwistadorom. Antidotum na tę nieuleczalną chorobę okazała się kora wskazanego przez Inków nieznanego Hiszpanom drzewa. Sto lat później Linneusz – na cześć żony wicekróla Peru, hrabiny Chinchon, która była pierwszą Europejką wyleczoną z malarii – nazwał zbawienne drzewo chinowcem. Wkrótce jezuici zaczęli eksploatować w Amazonii cudowną korę, a w sproszkowanej postaci zwanej chininą eksportowali ją w świat. Rząd Peru zabraniał bowiem pod karą śmierci wywożenia nasion i sadzonek chinowca. Dopiero po niemal dwóch wiekach niemiecki botanik Hasskarl, na polecenie Holendrów, przemycił sadzonkę chinowca z Peru na Jawę. Stąd głównym producentem kory chinowej jest obecnie Jawa, a chinina do dziś z powodzeniem konkuruje z produkowanymi przeciw malarii lekami syntetycznymi.

50 lat temu polski salezjanin ojciec Szeliga poznał w Amazonii pnącze o właściwościach leczniczych na miarę chinowca. Indianie zwą je vilcacorą (łacińska nazwa – Uncaria tomentosa). Mówią o nim, że jest królem roślin.

Tak jak swe przeciwmalaryczne działanie kora chinowca zawdzięcza alkaloidowi nazwanemu chininą, która niszczy wywołujące chorobę zarodźce we krwi, tak vilcacora zawdzięcza swą moc sześciu alkaloidom niezwykle silnie działającym antymutacyjnie i antyutleniająco, co stanowi o jej wartości w leczeniu nowotworów.

Uczeni uważają, że musi zwykle upłynąć 20 lat, zanim produkt medyczny pochodzenia roślinnego trafi z lasów na rynek. Jednym z przykładów może być kurara, niegdyś używana wyłącznie w dżunglach, gdzie indiańscy myśliwi zatruwali nią groty strzał. Kurara uzyskiwana z żywicy pewnego pnącza (Chondrodendron tomentosum) jest dziś niezwykle skutecznym środkiem zwiotczającym mięśnie. Farmakolodzy stwierdzili, że zawarty w żywicy tego pnącza alkaloid zwany D-tubokuraryną, ratuje życie osobom cierpiącym na skurcze wywołane przez tężec i paraliż astmatyczny. Dwadzieścia lat po odkryciu tubokuraryny chirurdzy na całym świecie powszechnie jej używają jako bezcennego leku przy operacjach wymagających zwiotczenia mięśni.

 

Wychodzenie z cienia

W literaturze naukowej istnieje wiele interesujących opisów leczenia chorych, którzy poddawali się klinicznym kuracjom preparatami z vilcacory. Coraz częściej lekarze w prywatnych praktykach lekarskich, zwłaszcza w USA, Kanadzie i Australii stosują vilcacorę z dobrymi i bardzo dobrymi rezultatami.

Nie tak dawno w Genewie pod auspicjami Światowej Organizacji Zdrowia miała miejsce Pierwsza Międzynarodowa Konferencja Badaczy Uncarii tomentosa. Rezultatem obrad było oficjalne uznanie vilcacory za roślinę leczniczą, która powinna być zalecana przez WHO. Na podstawie wyników badań przedstawionych na tym spotkaniu, rekomendacja taka została sformułowana. Podpisali się pod nią profesorowie uniwersytetów i placówek badawczych z krajów uczestniczących w konferencji.

Uncaria tomentosa nie jest „jakąś tam” rośliną, jedną z wielu tysięcy czy nawet milionów. Jest największym spośród odkrytych dotychczas skarbów amazońskiej puszczy – podkreślają uczeni.

 

Czym jest fitoterapia

fito1Fitoterapia inaczej ziołolecznictwo to metoda leczenia wykorzystująca surowce i przetwory roślinne oraz substancje czynne z nich wyodrębnione w celu osiągnięcia zamierzonego efektu terapeutycznego lub w profilaktyce. Jest to najbardziej rozległa gałąź medycyny naturalnej, a równocześnie najstarsza i najbardziej udokumentowana naukowo.

W ostatnich latach daje się zauważyć rosnące na nowo zainteresowanie fitoterapią. W krajach Europy Zachodniej i w Stanach Zjednoczonych po kilkudziesięciu latach królowania leków syntetycznych, ponad połowa pacjentów korzysta dzisiaj z porad lekarzy medycyny naturalnej lub wykorzystuje naturalne środki lecznicze w profilaktyce. W Polsce zioła stosuje się od zawsze, między innymi ze względu na łatwy do nich dostęp, nieduży koszt, wielowiekowe tradycje i skuteczność.

Już 2 tysiące lat przed naszą erą w Babilonii i Asyrii znano i wykorzystywano zioła takie jak rumianek, nagietek czy piołun. W słynnym egipskim papirusie Ebersa jako surowce lecznicze wymieniono wśród wielu innych aloes, glistnik jaskółcze ziele, czosnek, miętę i siemię lniane. Około 400 lat p.n.e. w starożytnej Grecji znane już było między innymi działanie maku i ziela krwawnika. W II wieku naszej ery Galen opisał sposób przygotowania takich postaci leku roślinnego jak napar, odwar i nalewka. Do dzisiaj noszą one, od nazwiska swojego twórcy, nazwę preparatów galenowych.

W XV wieku nastąpił swoisty przełom w medycynie. Wtedy to właśnie powstała idea izolowania z roślin leczniczych składników farmakologicznie aktywnych, która praktykowana jest także obecnie. W prawdziwie naukowy sposób zaczęto traktować ziołolecznictwo, gdy w XIX wieku po raz pierwszy z opium wyizolowano morfinę (rok 1803), a z nasion kulczyby strychninę. Następne wydarzenia potoczyły się szybko i dziś powszechnie znane jest pochodzenie chininy, kofeiny, morfiny, papaweryny, efedryny, winkaminy, winkrystyny, winblastyny czy taksolu. Z powodu potwierdzonej skuteczności, dobrej przyswajalności oraz możliwości długotrwałego stosowania bez niebezpieczeństwa niekorzystnych efektów ubocznych stosowano leki ziołowe, jak też odpowiednio dobrane dawki wyizolowanych z nich substancji farmakologicznie czynnych z powodzeniem aż do lat 30. XX wieku.

Synteza pierwszych sulfonamidów w roku 1935 rozpoczęła erę chemioterapii. Wtedy to fitoterapia wraz z badaniami poświęconymi lekowi roślinnemu zostały odsunięte na dalszy plan. Powstawały coraz to nowe, szybko działające, skuteczne jak na owe czasy, leki syntetyczne i dopiero w latach 50. ubiegłego wieku zaczęto zastanawiać się nad konsekwencjami ich stosowania. Stwierdzono, że oprócz działania leczniczego wywołują liczne niepożądane działania uboczne, a nawet mogą powodować pewne schorzenia. Słowem, korzystny efekt nie zawsze przewyższał jednoczesne niebezpieczeństwo ich stosowania. Wielką rozmaitość działań niepożądanych leczniczych preparatów syntetycznych wszyscy znamy, jeśli dokładnie czytamy ulotki informacyjne dołączone do stosowanych przez nas leków. Ich spis często przewyższa objętość informacji dotyczących wskazań preparatu.

W sytuacji pojawiających się wątpliwości w stosunku do stosowania leków syntetycznych, do łask wróciło ziołolecznictwo podbudowane takimi dziedzinami nauki jak fitochemia czy biochemia. Odkryto na nowo właściwości żeń-szenia, miłorzębu, wiesiołka, czy jeżówki.

Definicja leku roślinnego mówi, że są to środki farmaceutyczne, których głównym składnikiem czynnym są zioła lub ich przetwory i stanowią one ponad 60% jego składu. Tak więc leki roślinne to:

1. wysuszone surowce roślinne (liście, kwiaty, kora, owoce, nasiona) lub odpowiednio skomponowane ich mieszanki przygotowane do bezpośredniego użycia,

2. sporządzone z surowców roślinnych preparaty galenowe (nalewki, wyciągi, maceraty, odwary, napary, syropy),

3. otrzymane z surowca roślinnego farmakologicznie czynne substancje jak na przykład rutyna, kolchicyna, tubokuraryna czy escyna.

Wykazy roślin leczniczych znajdują się w lekospisach (farmakopeach) wielu krajów obok leczniczych substancji chemicznych. Naukowcom pozostało jeszcze wiele do zrobienia. Nic więc dziwnego, że na całym świecie na uniwersytetach, w centrach badawczych odbywają się liczne badania. Poszukuje się wciąż odpowiednich metod ekstrakcji z surowca roślinnego składników farmakologicznie aktywnych, bada się skład chemiczny roślin, prowadzi badania kliniczne potwierdzające działanie na ustrój człowieka. Co więcej, istnieje ciągłe zainteresowanie nowymi surowcami roślinnymi, które mogą znaleźć zastosowanie w terapii. Naukowcy z różnych stron świata na łamach fachowych czasopism wymieniają informacje dotyczące znanych od dawna lub ostatnio opisanych roślin leczniczych. Ilość publikacji dotyczących roślinnych surowców o działaniu leczniczym jest dowodem ich wielkiego bogactwa.

Posługując się terminem fitoterapia, należy mieć na uwadze dwie podstawowe jej dziedziny – tradycyjną i nowoczesną.

Fitoterapia tradycyjna opiera się na wykorzystaniu leczniczym pojedynczych ziół lub ich mieszanek, poprzez przygotowywanie z nich preparatów galenowych. Każdy z nas zapewne nie raz przygotowywał napar z liści szałwii do płukania jamy ustnej, herbatkę z ziela świetlika na zmęczone powieki czy macerację z nasion lnu w celu ochrony ścian żołądka przed drażnieniem wywołanym nadmiarem soku żołądkowego. Wymienione postaci leku roślinnego są łatwe do sporządzenia, działają łagodnie. Aby wywołały zamierzony efekt, zwykle należy je stosować cierpliwie i długotrwale. Jest to z pewnością jedyna niedogodność z nimi związana.

Fitoterapia nowoczesna zajmuje się wyodrębnianiem z roślin czystych substancji o określonych właściwościach farmakologicznych i znanych cechach fizykochemicznych. Dzięki takiemu postępowaniu dawkowanie leku roślinnego jest dokładniejsze i bardziej skuteczne. W ciągu ostatnich kilkunastu lat wyizolowano z roślin liczne związki farmakologicznie czynne, z czego ok. 400 znalazło zastosowanie w lecznictwie. Wiele z nich ze względu na niedostatek surowca naturalnego lub szczególnie skomplikowaną metodę jego ekstrakcji jest dziś wytwarzanych syntetycznie. Wciąż jednak należy pamiętać, że ich pierwowzorami były naturalne substancje roślinne.

Mówiąc o fitoterapii nie należy zapominać o wykorzystaniu roślin leczniczych w profilaktyce. Niewątpliwą ich zaletą jest też fakt, że biodostępność substancji czynnych zawartych w ziołach jest znacznie wyższa niż w przypadku substancji pochodzenia syntetycznego. Obok substancji aktywnych wywołujących określone działanie farmakologiczne, rośliny lecznicze zawierają witaminy oraz makro- i mikroelementy. Cierpliwe stosowanie odpowiednich mieszanek ziołowych ma niezaprzeczalnie pozytywny wpływ na przemiany metaboliczne.

Częste wątpliwości pacjentów dotyczą terapii łączonej, czyli jednoczesnego stosowania leków syntetycznych i surowców roślinnych. Nie stwierdzono, aby takie połączenie było niekorzystne. W początkowej, ostrej fazie choroby, aby wywołać szybki efekt leczniczy najczęściej stosuje się lek syntetyczny, w stanach przewlekłych – roślinny. Zwykle jednak oba rodzaje leków stosuje się równocześnie. Wykorzystuje się w ten sposób także fakt, że preparaty roślinne zmniejszają występowanie i natężenie objawów ubocznych stosowania leków syntetycznych.

Niewskazane – tak w przypadku ziół, jak i innych leków – jest tzw. samoleczenie. Chociaż leki roślinne w większości nie wykazują działania toksycznego, należy pamiętać o takich, w których składzie znajdują się związki silnie działające. Nieprawidłowo stosowane, mogą okazać się toksyczne. Rozpoczęcie leczenia zawsze więc powinno być poprzedzone diagnozą lekarską i kontynuować je należy pod kontrolą lekarza. Warunkiem skuteczności terapii ziołowej jest odpowiedni dobór składników mieszanki oraz jej odpowiednie dawkowanie.

Istnieje ponad 450 000 gatunków roślin, z czego scharakteryzowano pod względem farmakologicznym jedynie kilka procent, a do grupy roślin leczniczych zakwalifikowano do tej pory jedynie ok. 2000, z tego w Europie 400, a w Polsce 250. Obrazuje to, jak niewiele roślin wykorzystuje się w medycynie i sugeruje, jak wielka liczba nie zbadanych dotąd roślin stanowić może jeszcze źródło cennych substancji aktywnych farmakologicznie.

{ads1}

Powrót do fitoterapii – sekrety medycyny naturalnej

fito2„Po pierwsze nie szkodzić”. Powiedzeniem tym Hipokrates nadał nowy sens praktykom leczniczym. Medycyna przestawała być odtąd sztuką, stawała się nauką. To był przełom.

Leczenie roślinnymi wywarami, naparami, roztworami, maściami i tym podobnymi specyfikami znane było naturalnie daleko wcześniej. Fitoterapia bowiem stara jest jak ludzkość. Kolebką fitoterapii, jedynej wówczas i przez długie wieki niezastąpionej praktyki medycznej, był Egipt. Odnaleziony w XIX w. tzw. Papirus Ebersa zawiera niemal 900 recept zalecanych przez egipskich kapłanów w przypadkach najróżniejszych chorób i dolegliwości. Znajomość roślin leczniczych przeniosła się stamtąd do Babilonii i Asyrii – jak mówią dokumenty sprzed 3 tys. lat – a później do Grecji i Rzymu. Dopiero tam zaczęto fitoterapię wyprowadzać ze świątyń, wyzwalać z przesądów i zabobonnych rytuałów. Pierwsi lekarze świeccy pojawili się w Atenach. Byli nimi wykształceni przyrodnicy i filozofowie. Walką o naukowy – w sensie wolnym od magii – charakter lecznictwa wsławił się słynny matematyk Pitagoras. Tak stopniowo zamierały mity, gusła i czary lecznictwa.

Roślinne talizmany, takie jak: mandragora, którą sławił Homer, czy żeń-szeń powróciły wprawdzie w średniowieczu jako leki owiane tajemnymi właściwościami nadprzyrodzonymi, niemniej i w tym okresie dziejów nie zabrakło pionierskich badań, zgłębiających wiedzę o roślinach leczniczych. W tym czasie rozwijała się farmacja klasztorna, Arabowie zastosowali aparaty destylacyjne, Chińczycy i Hindusi rozpowszechniali preparaty z nieznanych dotychczas Europejczykom roślin azjatyckich.

Krokiem w kierunku współczesnej medycyny były badania Paracelsusa, poszukującego w I poł. XVI wieku metod wyodrębnienia z roślin leczniczych tych związków, które oddziałują na organizm ludzki.

Fitoterapia zaczynała odtąd pozostawać w cieniu medycyny bazującej na syntezach ciał organicznych i preparatach otrzymywanych w laboratoriach.

Z euforii towarzyszącej lekom syntetycznym wyrwały świat medyczny dopiero dostrzegane objawy skutków ubocznych, jakie niosła z sobą chemia. Skutków często nieodwracalnych dla normalnego funkcjonowania organizmu. Dopiero wtedy zdano sobie sprawę, że w walce o zdrowie człowieka, tak naprawdę, medycyna akademicka wniosła niewiele pożytecznego. Olbrzymie ilości nowych leków syntetycznych wcale nie chroniły ludzkości przed chorobami. Wręcz przeciwnie. Osłabiając system immunologiczny organizmu, czyniły go podatnym na działanie różnego rodzaju bakterii i wirusów. Czyniły go bezbronnym wobec powstających wynaturzonych komórek. Czyniły go bezbronnym wobec zakłóceń w funkcjonowaniu poszczególnych organów.

Medycyna tak potężna i jednocześnie tak bezsilna stanęła na rozdrożu. Lekarze zaczęli zadawać sobie pytania, którędy droga? Coraz więcej spośród nich, pomnych dewizy Hipokratesa, gotowych było skłaniać się ku fitoterapii, ku nowym badaniom roślin. One nie szkodzą, a ich na powrót odkrywana skuteczność, zwłaszcza w zwalczaniu chorób nieuleczalnych, zachęcała do wyboru tej właśnie drogi.

 

Na trąd, malarię i na raka

Medycyna akademicka była i jest nadal oporna wobec naturalnych leków roślinnych. Wiele z nich mimo swojej doskonałości do dziś nie znalazło miejsca w aptekach. Wiele trafiło tam po wiekach. Od 3 tys. lat np. stosowane w indyjskiej medycynie ludowej substancje z drzewa rauwolfia nie były uznawane przez medycynę oficjalną jako lek aż do 1931 roku. Wtedy to dwaj hinduscy chemicy wyodrębnili z korzeni tego drzewa czyste alkaloidy, które następnie poddano wnikliwym badaniom farmakologicznym. Okazało się, że w sposób rewelacyjny obniżają ciśnienie krwi. W dwa lata później znana firma Ciba wyprodukowała z nich niezwykle cenny preparat przeciwko chorobie nadciśnieniowej pod nazwą Serpazil. Prastary lek roślinny zyskał wkrótce powszechne uznanie klinicystów całego świata. 3 tysiące lat o miano leku ubiegała się też chińska bylina żeń-szeń posiadająca właściwości regeneracyjne. Podobnie było z afrykańską byliną mandragorą, której korzeń również dziś z powodzeniem stosowany jest w lecznictwie. Innym przykładem może być wiecznie zielone indyjskie drzewo zwane uśpianem różnolistnym. Olejem otrzymywanym z nasion tego drzewa Hindusi od wieków leczyli trędowatych, podczas gdy medycyna akademicka uparcie uważała trąd za chorobę nieuleczalną. Dopiero w 1921 roku zainteresowano się pewnym leprozorium, w którym zanotowano znaczącą ilość uzdrowień w rezultacie stosowania oleju zwanego czaulmugrowym. Mimo nowej kuracji sulfonamidami do dziś olej czaulmugrowy leczy trąd równie dobrze jak sulfonamidy. Ma nad nimi tę przewagę, że jest nieporównywalnie tańszy. Toteż w wielu krajach tropikalnych wciąż zakładane są plantacje uśpianu różnolistnego.

Ostatnio medycyna z niemałym zainteresowaniem spogląda na Amazonię i odkryte przez polskiego misjonarza, ojca Edmunda Szeligę, tajniki naturalnych metod leczniczych dawnych Inków. Ich potomkowie przez kilkadziesiąt lat wtajemniczali ojca Szeligę w arkana terapii roślinami, a on skrupulatnie badał je, zlecając analizy biochemiczne laboratoriom uniwersyteckim.

Wcześniej Indianie tylko raz uchylili rąbka najbardziej strzeżonych tajemnic, jakimi były ich własne metody leczenia. Jedną z nich zdradzili dziesiątkowanym w Amazonii przez malarię konkwistadorom. Antidotum na tę nieuleczalną chorobę okazała się kora wskazanego przez Inków nieznanego Hiszpanom drzewa. Sto lat później Linneusz – na cześć żony wicekróla Peru, hrabiny Chinchon, która była pierwszą Europejką wyleczoną z malarii – nazwał zbawienne drzewo chinowcem. Wkrótce jezuici zaczęli eksploatować w Amazonii cudowną korę, a w sproszkowanej postaci zwanej chininą eksportowali ją w świat. Rząd Peru zabraniał bowiem pod karą śmierci wywożenia nasion i sadzonek chinowca. Dopiero po niemal dwóch wiekach niemiecki botanik Hasskarl, na polecenie Holendrów, przemycił sadzonkę chinowca z Peru na Jawę. Stąd głównym producentem kory chinowej jest obecnie Jawa, a chinina do dziś z powodzeniem konkuruje z produkowanymi przeciw malarii lekami syntetycznymi.

50 lat temu polski salezjanin ojciec Szeliga poznał w Amazonii pnącze o właściwościach leczniczych na miarę chinowca. Indianie zwą je vilcacorą (łacińska nazwa – Uncaria tomentosa). Mówią o nim, że jest królem roślin.

Tak jak swe przeciwmalaryczne działanie kora chinowca zawdzięcza alkaloidowi nazwanemu chininą, która niszczy wywołujące chorobę zarodźce we krwi, tak vilcacora zawdzięcza swą moc sześciu alkaloidom niezwykle silnie działającym antymutacyjnie i antyutleniająco, co stanowi o jej wartości w leczeniu nowotworów.

Uczeni uważają, że musi zwykle upłynąć 20 lat, zanim produkt medyczny pochodzenia roślinnego trafi z lasów na rynek. Jednym z przykładów może być kurara, niegdyś używana wyłącznie w dżunglach, gdzie indiańscy myśliwi zatruwali nią groty strzał. Kurara uzyskiwana z żywicy pewnego pnącza (Chondrodendron tomentosum) jest dziś niezwykle skutecznym środkiem zwiotczającym mięśnie. Farmakolodzy stwierdzili, że zawarty w żywicy tego pnącza alkaloid zwany D-tubokuraryną, ratuje życie osobom cierpiącym na skurcze wywołane przez tężec i paraliż astmatyczny. Dwadzieścia lat po odkryciu tubokuraryny chirurdzy na całym świecie powszechnie jej używają jako bezcennego leku przy operacjach wymagających zwiotczenia mięśni.

 

Wychodzenie z cienia

W literaturze naukowej istnieje wiele interesujących opisów leczenia chorych, którzy poddawali się klinicznym kuracjom preparatami z vilcacory. Coraz częściej lekarze w prywatnych praktykach lekarskich, zwłaszcza w USA, Kanadzie i Australii stosują vilcacorę z dobrymi i bardzo dobrymi rezultatami.

Nie tak dawno w Genewie pod auspicjami Światowej Organizacji Zdrowia miała miejsce Pierwsza Międzynarodowa Konferencja Badaczy Uncarii tomentosa. Rezultatem obrad było oficjalne uznanie vilcacory za roślinę leczniczą, która powinna być zalecana przez WHO. Na podstawie wyników badań przedstawionych na tym spotkaniu, rekomendacja taka została sformułowana. Podpisali się pod nią profesorowie uniwersytetów i placówek badawczych z krajów uczestniczących w konferencji.

Uncaria tomentosa nie jest „jakąś tam” rośliną, jedną z wielu tysięcy czy nawet milionów. Jest największym spośród odkrytych dotychczas skarbów amazońskiej puszczy – podkreślają uczeni.